Nową serię T Line tworzą tylko dwa podstawowe modele – tańszy T1 EVO oraz droższy T2 – występujące jednak w różnych wariantach: bazowym, z dodatkiem przedwzmacniacza gramofonowego (Phono), i z dwoma dodatkami naraz – przedwzmacniaczem i modułem Bluetooth (BT). Testujemy więc najlepiej wyposażoną wersję tańszego modelu.

Zasadnicza konstrukcja jest typowa dla Pro-Jecta. Prostokątna plinta jest dostępna w trzech wersjach kolorystycznych: czarnej (na wysoki połysk), białej (matowej) oraz ”drewnianej” (imitacja orzecha). Producent podkreśla, że nie ma w niej żadnych plastikowych elementów. Tak jak w większości Pro-Jectów (i ogólnie gramofonów tej klasy) napęd paskowy ukryto pod talerzem. Po założeniu filcowej maty widać jedynie rant szklanego talerza. Kiedyś z obsługą – a dokładnie: ze zmianą obrotów w każdym gramofonie Pro-Jecta – wiązała się konieczność przekładania paska napędowego, a więc i zdejmowania talerza. Za wygodę użycia układu elektronicznego firma kazała sobie dodatkowo płacić, sprzedając zewnętrzne kontrolery obrotów. To już przeszłość, obecnie nawet tak niedrogi gramofon, jak T1 EVO (we wszystkich odmianach), ma wbudowany elektroniczny przełącznik obrotów, zintegrowany z włącznikiem zasilania Z (trzy pozycje: wyłączony, 33,3 oraz 45 obr./min). Ramię 8,6-calowe to autorska konstrukcja Pro-Jecta. Prosta rurka jest połączona na stałe z kątową główką (a raczej kątowym mocowaniem wkładki). Klamra podtrzymująca łożyska wygląda solidnie.

Czytaj cały TEST